Strona:PL Artur Oppman - Pieśń o Rynku i Zaułkach.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pod ścianą stoi «Kuna» pordzewiała trochy,
Gdzie, skazan prędkiem prawem ród przekupek siedzi,
Tam swarzą się za kratą kłótliwe kumochy
I wykrzywiają gęby rozśmianej gawiedzi.

W kipiącym zgiełku kramów, po bokach ratusza,
Rozłożyli bogactwa kupcowie zamorscy,
Daremnie do Golkondy wzdycha biedna dusza,
Bo tam jeno patrycjat i wielmoże dworscy.

Ssie bursztyn dumny Turek w turbana czerwieni,
Jazgocze grubousty, nosaty Ormianin,
A przed nim oboma iskrzy się i mieni
Tęcza litych smyrneńskich i bagdadzkich tkanin.

Piękny italski płatnerz z wzrokiem z aksamitu
Dźwięczy, jakby w swą mowę pieśń gitary wpinał,
Chwali miecz toledański o klindze z błękitu
I cudnie ryty złotem wenecki puginał.

Macają szerpentyny wąsate szaraki
I butnie wspominają: Psków, Kircholm i Chocim;
Wybiegły z księżej bursy rozwydrzone żaki
I jedno mają hasło: «Ot, teraz napsocim!»

Mrok ciska mak nasenny na ratusz i Rynek,
Błąka się pod murami zgubiona niewiasta
I czeka, w gniazdach nocy, na grzeszny uczynek
Zanim pachołki mistrza wyświecą ją z miasta.