Strona:PL Artur Oppman - Monologi.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pewnego razu rozniosły się słuchy:
Cud! Cud! Płanetnik wywołuje duchy!
Niech jedno zechce, duch mu każdy stanie
Na zawołanie.

Zdumiał się wielce i mądry i głupi:
— „Hm!.. Takiej sztuki za grosze nie kupi!
Panie płanetnik! Mar nam owych twarze
Niech waść pokaże!..“

Że tą niewiarą czynią mu afronta,
On wywoływacz pilnie się zakrząta
I oto zebrał już się zbor uczony —
Same persony.

Płanetnik przywiódł spaśną srodze donnę:
— „Tej — rzeknie — sprawą duchy mi są skłonne“;
Pogasi światło, o spokój zaklina
I czar zaczyna.

— „Wy siedźcie... — powie — a ja stanę za nią,
Bym zasie patrzył na tę godną panią,
Jeśli nie czyni szacherki jakowej —
Ot!.. Białogłowy!..“

Nagle poczują siedzące osoby
Zimne powiewy: dech wiatru jakoby,