Przejdź do zawartości

Strona:PL Artur Oppman - Moja Warszawa.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„POD KOPERNIKIEM.“

Błyska z obłoków ranna godzina
Złotym promykiem,
Dżdżysty jesienny dzień się zaczyna
„Pod Kopernikiem.“

Deszcz bije w szyby i cicho płacze,
Jak serc muzyka...
Ciągną szatkarze, wloką się tracze
„Pod Kopernika.“


Jakie niezwykłe, oryginalne figury; jakie charakterystyczne, pełne temperamentu postaci, znane dzisiejszemu pokoleniu już tylko ze starych pism ilustrowanych, jeśli je kto jeszcze w chwilach nudy przegląda. Oto gromadka żylastych, siwych traczy; każdy z nich ma piłę i siekierę, każdy prawie w dziurce granatowej czy tabaczkowej kapoty nosi kolorową wstążeczkę: pamiątkę dawnych lat chwały, wspomnienie legendarnych bojów, o których mówić — nie wolno.
Ruchy wojskowe, postawa sprężysta, wyprostowana, dziarska, na głowie rogatywka, a przy