Strona:PL Artur Oppman - Moja Warszawa.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rym krążyły legendy i który latał balonem, wykradał panny i siłą wzroku jedynie zapędził do klatki zpowrotem w ogrodzie zoologicznym dwa wspaniałe jaguary.
Na wzgórzu obok teatru Letniego snuły się jeszcze widma oficerów z Kongresówki, i którzy, zelżeni przez wielkiego księcia Konstantego, tu przychodzili odbierać sobie życie; a na wielkim placu przy bramie od ulicy Żabiej rozkładały się taborem niańki i mamki z gromadą niemowląt i kilkuletnich dzieciaków, pomiędzy niemi zaś przesuwał się częstogęsto wysztafirowany — strażak.

Trawnik w rumiankach plącze się w mgle
I palantowa meta;
W południe mamy zjawiały się
Z ciastkami od Eszteta.

Mażą się bąki, ślą zapach bzy,
Z słońca się ukrop toczy,
Strażak się puszył, a za nim szły
Nianiek i mamek oczy.


Specjalnym charakterem w ogrodzie Saskim odznaczał się ogródek wód mineralnych w stronie ulicy Granicznej. Tam od szóstej rano kuracjusze zapijali wody emskie i karlsbadzkie, a orkiestra pod dyrekcją Lewandowskiego wygrywała czarujące straussowskie walce i ogniste mazury i oberki, utworu samego kapelmistrza, bez którego udzia-