ryci, często prawie stuletni starcy, z modroczarną wstążeczką „Virtuti Militari“ lub ponsową Legji honorowej w klapie staroświeckiego surduta.
Patrzył się taki zgrzybiały dziad
W ognistozłote słońce,
Wspominał werbel rycerskich lat,
Trąbki tryumfem grzmiące.
A zboku czyhał młodziutki żak
Z oczyma płomiennemi,
By z duszą starca wzlatać, jak ptak,
Za orły cesarskiemi.
Najmodniejszą i najszykowniejszą była tak zwana aleja „Owocowa“. Tam, zwłaszcza w przedpołudnia niedzielne, po nabożeństwie, paradował cały wielki świat warszawski: najpiękniejsze kobiety, najwytworniejsza złota młodzież, pełna pewności siebie finansjera, a wśród tego tłumu, który literalnie zatłaczał całą aleję, zwracał zawsze uwagę ktoś, kto przyciągał spojrzenia wszystkich spacerowiczów.
Raz była to Modrzejewska, bawiąca na gościnnych występach w stolicy, innym razem Patti w tryumfalnym objeździe po Europie, oficer turecki w granatowym mundurze i czerwonym fezie, wzięty do niewoli w wojnie turecko-rosyjskiej, lub wreszcie słynny w Warszawie Miłosz z twarzą cygana lub Mefistofelesa, ów Miłosz tajemniczy, o któ-