Strona:PL Artur Oppman - Moja Warszawa.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cerując, niby stojąc przygodnie, niby patrząc obojętnie na przechodzących, czuwa, raczej czyha, na posterunku tłumek już znajomych lub dopiero pragnących się zapoznać panów. Są między nimi młodzi i, oczywiście, tych jest więcej, ale są i podstarzali, podfarbowani i wykrygowani amatorowie erotycznych przygód.
Jaki gwar, jaki śmiech, jaki szczebiot! Jakie komplementy szczere czy kłamane, zwietrzałe i pachnące młodością, jak kwiaty wiosenne! Rumieńce, błyski oczu, uściski pokłutych rączek, westchnienia.
I rozpierzchły się jak stado pliszek. Niektóre w towarzystwie, niektóre same, ale i za temi woddali podąża zawsze ktoś, kto prędzej, czy później zbliży się — i sieć zarzuci.
Jedne ocali prawdziwa miłość, inne, chłodniejsze a sprytne, utorują sobie drogę w życiu, a jeszcze inne...
Nie mówmy o tem...

Naoślep biegniesz nad złą otchłanią,
Dziewczyno, ach, dziewczyno!
Róże masz w ręku, lecz róże ranią,
Śmiejesz się... łzy popłyną...

Gdy nikt ci nie jest poczciwą wróżką,
Samotne dziecko gminu,
Niechże cię strzeże twoje serduszko,
Panienko z magazynu!