Jakże ciężko w pogańskiej niewoli
Swobodnemu cierpieć Polakowi;
Jak to serce od pęt wrażych boli, —
Tego żadnem słowem nie wypowié!
Niechby raczej zabiły go kule,
Niż ma szarpać poniewierka taka;
Nad Bosforem, w dalekim Stambule,
W utrapieniu płyną dni wojaka.
Że Polacy do koni zwyczajni, —
Naród ziemian i naród wojaków, —
Służy Mazur przy sułtańskiej stajni
I arabskich pilnuje rumaków.
Konie ścigłe, jak wiatr, a rozumne,
A tak zwinne, jak panienka z tańca, —
O, mój Boże! daj, nim pójdę w trumnę,
Takim koniem zdeptać łeb pohańca!
Od świtania już na służbie swojéj,
Co wojenkę na pamięć przywodzi,
Rycerz karmi, czyści je i poi,
Po podwórcu pałacowym wodzi.
A był jeden siwek między niemi,
Co, jak pies, się przypodobać umie,
Na grzbiet skoczysz — ledwo tyka ziemi
I, jak człowiek, głos ludzki rozumie.