Strona:PL Antoni Piotrowski - Od Bałtyku do Karpat.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tak ta gospodyni, tak cichutko idzie za parobkiem na strych, dopiero usłyszała, jak tam djabeł wydziwia.
— A to się szelma schlała — pomyślała sobie — poczekaj hyclu, dam ja ci, żebym tak jutra nie doczekała!


Dopiero jak zrzuci chustkę z siebie, jak skoczy do tej dziury, gdzie djabeł siedział — Jak ją zobaczył, zapomniał o wszystkiem, tylko się odwiódł i rogami w gonty, dziurę w dachu wybił i uciekł po prostu do piekła. Babę wyniosło za nim, no i cicho. Dopiero parobek idzie do pana szlachcica i mówi:
— Proszę pana już gotowe, strachów niema, tylko pan każe dach na pałacu naprawić, bo główny strach uciekł przez dach.
Więc pan wyjął z pularesu 10 tysięcy rubli i powiada: