Strona:PL Antoni Piotrowski - Od Bałtyku do Karpat.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Oj moi dobrodzieje, chciałbym, żebyście mnie codzień topili — jakem tylko wpadł do rzeki, a tu łąka taka piękna, a na niej tyle koni co niemiara. Tak wziąłem sobie tylko te dwanaście, bo mi pilno było i tu przyprowadziłem.
A oni że wszystko wiedzieli, a miał być wielki „podrad“[1] na konie do wojska — tak mówią:
— To ty nas do beczki zaraz pakuj i do rzeki wrzuć!
— Przecież panom dobrodziejom moim nie mogę odmówić tej przysługi, ale żeby panom przez te chwilę było przyjemnie, to wezmę beczkę od araku, żeby pachniało.


Zapakował w beczkę i potoczył do wody i hulaj! szukać koni.
No, potem ten człowiek, był już bogaty, bo sobie dorożki założył i jeździł na gumach z ładnymi kawalerami i ładnemi pannami a nawet hrabiom pieniędzy pożyczał i dobrze żył i długo żył i koniec.




  1. Dostawa.