Strona:PL Antoni Piotrowski - Od Bałtyku do Karpat.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tak on sobie myśli — no cóż tam wesołego w tej „części“, panowie mordę pobiją i do kozy wsadzą, widzi, że nie ma rady tak mówi:
— Moi kochający panowie, kiedy już mówicie że to cielę — i niby względem tej „części“ — to niech już będzie cielę ale takie duże cielę jak wół.
— Co ty, taki synu, sobie myślisz, chcesz nas oszukać, to zwyczajne cielę, małe, jeszcze do tego, nie warte jak trzy ruble. No jak sobie chcesz, albo „część“ i mordobicie, albo to jest małe cielę.
— Ha! no kiedy, kochający panowie, kiedy już tak już uchwalili, to niech będzie małe cielę.
Tak oni zapłacili mu za tego wołu trzy ruble i zabrali.
Doszedł do domu, płacząc, myśli sobie: może ja rzeczywiście wziąłem cielę na targ albo co...
Przyszedł do domu, zajrzał do obórki, cielę stoi, źle, przepadł wół, a pieniędzy na podatek nie ma. Bał się żony, ale nie było rady, powiedział jej wszystko. Ona się na niego nie rozgniewała, bo widziała że było trudno inaczej zrobić, ale uchwalili, że kiedy przepadł wół, niech przepadnie i cielę, postanowili, że jutro zaprowadzi na targ cielę.
Idzie nazajutrz na jarmark, a tu przychodzą ci sami panowie i pytają:
— Co chcesz za to cielę?
— Przecie to wół nie cielę, a ceni się 60 rubli.
— Co ty, gołąbku, rozum straciłeś i chcesz się za kłamstwo do kryminału dostać, przecie każdy widzi jak wół, że to jest cielę.