Strona:PL Antoni Piotrowski - Od Bałtyku do Karpat.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cosi nie huknie, jak z harmaty, pierzyny i poduski się ozleciały, okno tyz: to ten dziod, wzion i pęk.

Tak óna sie uciesyła, idzie do tego króla, (niby swego ojca) i pado:
— Mój dziod wzion i pęk, tero jo — pado — wdowa.
— Eh! — pado król — takoś ty wdowo, jak jo kawalir. Całe to wesele — pado, to było ino w rzecy, zebyś się poprawiła.
Tak óny się wstyd zrobiło, ze downi tak lezała na ty pierzynie i zarła jak ten dziod i pada:
— Juz sie poprawie. —
Tak ten król sie uciesył i wyprawił takie granie. Naprzyizdzało róźnych kawalirów, krolewiców, dziedziców i oficyrów.