Strona:PL Antoni Piotrowski - Od Bałtyku do Karpat.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

joma, a ta baba bierze dwie kosiule i niesie do krzoków i schowała — ukradła. Tak sie sewcykowa dusycka straśnie ozgniwała i zacena do ty baby wrzescyć! — Nie kradnij! — ale kiej tam! baba nie słysała bo grzysny niebieskiego głosu nie słysy, a po drugie, ze beło daleko ty babie do nieba.
Tak w ty złości, nie wiele myślący, ta dusycka łap za ten stołecek mały i w te babe!
W to ocymgnienie wrota zaskrzypiały (niby te niebieskie) tak sewcykowa dusa sie schowała w ten kóncik za drzwiamy.
I przysed Pon Bóg ze spacyru i Pon Jezus i Panienka Przenojświętso, i wsyscy Święci, i jamiołowie — okropna sie łona zrobieła.
Jamiołowie zaceli grać tak pieknie, co jas sewkowa dusycka od radości mglała.
Pod ten trakt, Pon Bóg se usiedli na tem stołku, co to na niem sewcykowa dusa siedziała i padajom:
— Dajcie mi ta stołek pod nogi! —
Tak jamiołowie dalej sukać stołeka, a tu nima nikaj.
Jak wzieni sukać, tak naleźli sewcykowom dusycke za temi drzwiamy.
Tak dopiro pytajom sie:
— Co ty tu robis? —
A ta dusycka z wielgiem, strachem pado, mówi, że jom tu św. Pieter puścił.
Tak jom zaprowadzili do Pana Boga, i jus sie więcy nie bała. A Pon Bóg zaroz, ze to wsyćko wiedzom, tak padajom:
— Kajś podzioł mój stołecek? —