Przejdź do zawartości

Strona:PL Antoni Lange - Rozmyślania.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
LVI


W godzinie śmierci niechaj mię otoczy
Rój za żywota ukochanych twarzy —
Niechaj życzliwe na mnie patrzą oczy,
Choćby w postaci ułudnych miraży.
Gdziebądź i jakbądź śmierć się ku mnie zbliży,
Niechaj się zlecą jak gołębi stada:
Niech swym szelestem łagodzą jęk spiży —
Niech zwolna — cicho mrok na mnie upada.
Niech mi przebaczą winy me śmiertelne,
Niechaj dokoła śmiech i pieśni słyszę:
Śniąc, że tu gody opuszczam weselne
Śród ukochanych, gdy sam idę w ciszę.

W godzinie śmierci niechaj mię otoczy
Rój snów młodzieńczych, co mię kołysały —
Jak hesperyjski wid jakiś proroczy,
Świat zmieniający w tęcze i kryształy.
Niechaj się dusze obleką w lazury —
Niechaj ustaną krwawe bojów zgrzyty —
Niechaj na niebie rozpierzchną się chmury —
Niepokalane otwarłszy błękity.
Niech w tem złudzeniu umieram szczęśliwy,
Że tęcza zeszła na ziemskie bezdroże,