Strona:PL Antoni Lange - Malczewski i kilka erotyków.djvu/016

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
HRYĆ

Ja wiem, to smutno. Mówię o tem mało,
Tak mi się mimowoli słówko to wyrwało.
Pan Jan — ta cóż? — szlachetny pan — bardzo dostojny,
Ojciec dobry...


MALCZEWSKI

Wolałbym... Może w ogniu wojny
Oczyszczę ducha... Ponoć nowe jutro świeci
Nad ziemią...


HRYĆ

Oto do nas idą drugie dzieci...




SCENA III
Ciż sami. Filipina. Zosia. Konstanty


FILIPINA

Ach, jesteś, drogi bracie. Toż ledwieś się zjawił —
Jużeś nam niepokoju niemało tu sprawił.
Szukaliśmy cię wszędzie — a ten już na koniu —
Poleciał gdzieś daleko — po stepowem błoniu
Poharcować! — I znowu zamiast siedzieć z nami,
Bracie, błąkasz się smutny tu pod ruinami —
I na pustkę uchodzisz.


MALCZEWSKI

Dawnom nie był w stepie,
Myślę sobie: moc ducha w tych wiatrach pokrzepię —
A więc pobiegłem w przestrzeń. Jak was kocham, wiecie —