Przejdź do zawartości

Strona:PL Anton Czechow - 20 opowiadań.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

marudź! Ale przecież wy się nie żenicie, wciąż na coś czekacie. Dalej powiedziane jest w Piśmie Świętym, że wino rozwesela serce człowieka. Jeżeli ci jest dobrze i chcesz, aby ci było jeszcze lepiej, to idź do bufetu i golnij. Grunt — nie mędrkować, lecz żyć według szablonu. Szablon — to wielka rzecz!
— Pan mówi, że człowiek jest twórcą swego szczęścia. Jakim u licha jest twórcą, jeśli dość chorego zęba, albo złej teściowej, żeby jego szczęście przewróciło się do góry nogami. Wszystko zależy od przypadku. Niechby się nam nadarzyła teraz katastrofa, toby pan zaraz inaczej zaśpiewał...
— Głupstwo! — protestuje nowożeniec. — Katastrofy zdarzają się raz na rok, żadnych wypadków się nie boję, bo nie mam żadnej racji, żeby się zdarzyły. Wypadki są rzadkie. Pal je licho! Nawet mówić o nich nie chcę! Ale zdaje się, że dojeżdżamy do przystanku...
— Pan dokąd teraz jedzie? — zapytuje Piotr Piotrowicz. — Do Moskwy, czy też dalej na południe?
— Masz tobie, w jaki sposób, jadąc na północ, mogę trafić gdzieś dalej na południe?
— Ale przecież Moskwa nie jest na północy!
— Wiem, ale my jedziemy przecie do Petersburga!
— Do Moskwy jedziemy, zlituj się pan!
— W jaki sposób do Moskwy? — dziwi się nowożeniec.
— Dziwne, a dokąd pan wziął bilet?
— Do Petersburga!
— W takim razie winszuje. Wsiadł pan do niewłaściwego pociągu!
Pół minuty przechodzi w milczeniu. Nowożeniec wstaje i tępym wzrokiem ogarnia całe towarzystwo.
— Tak, tak... — objaśnia Piotr Piotrowicz. — Na stacji Bołogoje, po koniaku diabli pana skusili wskoczyć do pociągu, idącego w odwrotnym kierunku.
Iwan Aleksiejewicz blednie, chwyta się za głowę i zaczyna szybko biegać po wagonie.
— Ach, ciężki idiota ze mnie! — wyrzeka. — Podlec ze mnie. Niech mnie diabli wezmą. Co ja teraz zrobię? Przecież