Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/369

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wówczas się ku mnie zbiegły wszystkie żale
Tęsknice za tern nieznanem, co gasi
Wieczne pragnienia i łzy ściera z oczu...


II.

I z kraju nędzy, gdzie nie giną lody,
A śnieg po turniach z wieku na wiek leży.
Ziemię zamraża i ugory śnieży,
Z krainy, kędy zimne wieją chłody —

Poszedłem szukać słońca i pogody
Gór mych odbiegłem i trzód i pasterzy,
Z nadzieją wiosny, jak dziecko, co wierzy
W nowe świtania i promienne wschody.

Marzyłem zawsze o tak wielkiem świetle
Gwiazd na tysiączne rozszczepionych ognie.
Które po niebie łuk za łukiem kreślą —

Że albo przy nich serce w popiół zetlę,
Albo tak duszę stopię i rozognię,
Że słońcu buchnie w twarz płomienną myślą...


III.

Stanąłem w cichej, uśpionej dolinie,
Pełnej oświetleń słońca i promieni,