Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gdy padł ostatni czczony dąb, liściastą swą powiawszy szatą,
Odeszli precz, bo oczy ich nie mogły dłużej patrzeć na to,
Jak dawnych bóstw skrzydlaty rój w dal gdzieś odpływał widm orszakiem,
A lud pokornie chylił skroń przed nowej wiary obcym znakiem.
W najdalszy, cichy kraju kąt unieśli swe najdroższe skarby
I, pielęgnując święty żar, między skalnemi żyli garby.
Wierzyli tak, że żadna moc nie mogła złamać tej ich wiary:
Że przyjdzie dzień, gdy w łonach puszcz odżyje znów świat bogów stary,
Gnomy i elfy w dziuplach drzew, straszne w pieczarach gór olbrzymy,
Że znów zaszumi dębów gaj, w niebo się objat wzbiją dymy,
I lud porzuci obce sny, ukocha znowu przeszłość jasną, —
Jeśli tak ognia będą strzedz, że święte żary nie zagasną,
Bo w tem zarzewiu siła tkwi, pewniejsza wiele od oręży,
Co przerwie sen, oświeci błąd, — nieufność, opór przezwycięży;