Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Twarz z dabastru w cudny uśmiech się rozpływa.
Czarne oczy zdaleka palą się ogniowo.
Biała, jedwabna piuska lśni, jak nimb nad głową.
Oklaski, krzyk: »Evviva! Papież-król! Evviva!!!

Płynie powoli, płynie, jak postać widzenia.
Biały, w złocic, w purpurze... Jak wiatr, co się
W godzinę cudu, bije okrzyk uniesienia.

Błogosławi panieńską rączką i przepływa.
Jak anioł-pocieszyciel, co zal w radość zmienia
Brzmi pieśń krzyków, wiwatów: »Papa-Ré! Evviva!«.




JESZCZE...

Błękit i błękit nieba i fal... Złote runa
Chmurek wiszą w przestworzu. Na modrym krysztale
Wody iskrzy się srebro słońca. Jakie dale...
Czuć aromaty wiatru, wieczoru zwiastuna.

Schodzi słońce, błękitów król w purpury chwale:
Fiolet owiewa wzgórza, zachód krasna łuna.
Czerwienieje ogniście woda srebrnoruna.
Ciemnieją, w bronz kipiący zmieniają się fale.