Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SONET.

Od zmierzchającej pozłoty zachodu
Pod szronem nagie pordzewiały drzewa, —
Szklane powietrze dźwiękiem nie rozbrzmiewa
I czerwienieje do dna błękit lodu!

Chmurki zastygły. Ziemia pełna chłodu
I cisza ziarna makowe rozsiewa...
Po szkle niebiosów tęcza się przewiewa.
Niby zasłona anielskiego grodu.

Chwila — i spadnie tęczowa kurtyna —
Przedemną bogów zakwitnie kraina,
Zobaczę skarby zagrzebane w niebie!

Świat ten bezkresny, jak marzeń ogromy
Będzie mi prawie blizki i znajomy,
Bom go czuł zawsze naokoło siebie!