Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Żałość wyziera z twych pobladłych ócz.
Gdy spoczniesz w gnieździe, rozrzuconem burzą,
W gnieździć, skąd ptactwa precz uleciał klucz.

Porywasz szepty z spiekłych ludzkich warg.
Wnikasz do wnętrza złamanego człeka,
Niedomówionych lub przycichłych skarg
Żywisz się strawą: radości daleka,
Chłoniesz szept bólu z spiekłych ludzkich warg.

Modlitwo moja, cicha-ś i bez słów.
Choć jesteś sercem głośnych jęków świata.
Który, ścigany przez złowróżbny huf
Nędz nieodstępnych, ku gwiazdom ulata
Z tobą, modlitwo cicha i bez słów.

Na ziemię bożą wielki upadł cień,
Widma rozpaczy po jej ścieżkach suną.
Powietrze pełne ich wymownych drżeń,
Że mrok się rozlał nad zagasłą łuną.
Że na tę ziemię wielki upadł cień.

W wiekowych bojach zwątlał zastęp dusz,
Zgłuchły zwycięskich pochodów tętenty;
Z dróg się podnosi suchy, biały kurz,
Ale z pod ciężkich stóp orkanu wszczęty
Co w boju wieków pobił zastęp dusz...

Długie westchnienie krwawych, przeszłych lat,
Zgasłych na polu przygasłej już chwały,