Strona:PL Antologia poetów obcych.djvu/362

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    I uciekł. — Zmierzchło — a mgły tumany
    Gęsto obsiadły górskie polany,
    Jakby olbrzymia, śnieżna powłoka —
    I wonny wietrzyk od wschodu wionął,
    A nad pustynią świętą proroka,
    Złocisty księżyc cicho zapłonął.
    Palon pragnieniem Garun ustaje,
    Krew i pot ciężki z liców ociera,
    W tém, przy księżyca blasku poznaje:
    Aul rodzinny z za dzew przeziera!...
    Podkradł się milczkiem. W aule cisza —
    Najmniejszy szelest jéj nie zakłócił,
    Bo z krwawéj bitwy bez towarzysza,
    Garun sam jeden do domu wrócił.
    Ku znanéj chacie szedł pokryjomu —
    W oknie światełko: gospodarz w domu.
    Więc upadłego skrzepiwszy ducha,
    Wstępuje Garun do chaty druha.
    Bo Garunowi Selim był druhem —
    Lecz dzisiaj zdjęty ciężką niemocą,
    W łożu boleści i dniem i nocą
    Konał samotny w milczeniu głuchem.
    — „Wielki jest Allach! Wciężkiéj przeprawie
    On ciebie jasnym skrzydłom anielim
    Kazał osłonić, zachować sławie!...
    Co tam nowego?..“ zapytał Selim,