Przejdź do zawartości

Strona:PL Antologia poetów obcych.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nigdy tutejsze wąwozy i skały
Takiego hasła im nie powtarzały.
Lecz się głos duchów przed nimi wynurza,
Zda się, że duchom spieszyli z posługą:
Szept tajemniczy w pośrod Czarnogórza
Z jednej się skały przenosił na drugą.
Wtedy się zdają niesłychane dziwa,
Że to odżyły urwiska surowe,
Że zimny kamień powoli odżywa,
I drga, i rusza, i podnosi głowę.
Z szeroką piersią, z za skały pochyłéj,
Wychodzi na jaw, stawiąc pewne kroki,
Jak gdyby cudem w jego zimne żyły,
Krwi rozognionej wtrysnęły potoki.
Długi karabin na mocnym rzemieniu
Zdaje się sięgać ku niebios sklepieniu;
A co tam w pasie, pod struką szeroką,
Tego już nigdy nie dojrzy twe oko.

Z pod skał urwistych wyszła mgła podziemna
Każdy pospiesza kędy duch go wzywa.
Godzina głucha — a noc taka ciemna,
Żadna się gwiazda z chmur nie wydobywa.
Nie krucy lecą — to idą górale,
Przed nimi rycerz co rozkazy dawa: