Przejdź do zawartości

Strona:PL Antologia poetów obcych.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Co przed samunem, za danym znakiem,
Wszyscy na twarze padają.

I przy cysternie tylko — stepowi
Ci jeźdźce zsiadają z koni,
I od Adenu ku Libanowi,
Pędzą, puściwszy lejc z dłoni.

A jeśli nocą trzodom stróżują,
To swoje oczy bezsenne —
Jak Chaldejczycy w niebo kierują,
Na jego pismo płomienne.

I dotąd jeszcze z Synaju słyszą
Głosy o dawnych prorokach.
I dotąd widzą, jak się kołyszą
Duchy na ciemnych obłokach.

Jak w skał szczelinach, w płomiennej szacie,
Te duchy pląsają tłumnie...
Ha, ludzie! którzy w swych czaszkach macie
Mózg tak gorący jak u mnie!

Wy, co za namiot macie pustynie,
W was trwogi ni zdrady nie ma;
Tyś sam, na koniu swym, beduinie,
Jak fantastyczne poema!