Strona:PL Antologia poetów obcych.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
PRZED SĄDEM.
(Z PAILLERONA.)

Sprawa była codzienna — bez wagi publicznéj,
Nie miała — jak to mówią — treści skandalicznéj...
Niewiem dziś już na pewno z jakiego powodu
Pewien człowiek coś ukradł. (Zdaje się że z głodu.)

Podsądny był to biedak. Kradzież — mało warta...
Kradzieży w świecie mnóstwo — wszak to rzecz utarta...
Stąd w sądzie były pustki. Ciekawych zbyt mało...
Kilku gapiów zaledwie przy piecu się grzało
Ziewając ze znudzenia. Adwokaci w sali
Wiedli dyskurs po cichu. Woźni w ławach spali.

W głębi kratka sądowa — za kratką sędziowie
Siedzieli w koło stołu w biretach na głowie,
Prezes patrzył na zegar. Pisarz roztargniony
Przerzucał karty księgi pogiętej, zczernionéj.
Prokurator na stronie ziewał czasem skrycie...