Strona:PL Antologia poetów obcych.djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


Tu cicho i błogo śród chatek górali,
Tu każde ognisko płomieniem się pali,
A nad nim, jak widma gleczerów urwiska!
I głuchy mu jęk się przez usta przeciska:
Excelsior!

— „O! wstrzymaj się, wstrzymaj!“ — głos starca go wzywa;
„Patrz! burza na chmurach nadciąga straszliwa!
Czy słyszysz, jak huczą potoki wezbrane?“ —
Za całą odpowiedź, brzmi słowo nieznane:
Excelsior!

— „O! zostań się!“ — dziewczę przynęca go czule...
Twe czoło stroskane na piersiach utulę!“
W błękitnych źrenicach łzy wstrzymać nie zdołał,
Lecz z smętnem westchnieniem raz jeszcze zawołał:
Excelsior!

— „Od świerków, wichrami strzaskanych, chroń głowę!
A bacz nadewszystko na zaspy śniegowe!“
Te były ostatnie od starca przestrogi —
A głos odpowiada gdzieś z górnej już drogi:
Excelsior!

Nazajutrz, o świcie porannym, w tej porze,
Gdy w cichym świętego Bernarda klasztorze,