Ta strona została uwierzytelniona.
XLIV.
Widziałem we śnie bogdankę moją,
Co mnie tak zdradnie rzuciła...
Zbladły jéj lica, zgasł blask jéj oczu
I tajemnicza ich siła...
Dzieciątko małe niosła na ręku,
Drugie — tuliło się do niéj;
Nędza i boleść w twarz jéj się wryły,
W twarz, którą kryła w swéj dłoni...
Szła smutnie, łzawo, w nieznaną drogę,
Jedném mnie darząc spojrzeniem
I rzekłem, patrząc w jéj blade lica,
Z tłumioném w sercu wzruszeniem:
— Pójdź do méj chaty, o matko biedna,
Na kraj ubogiéj téj wioski,
Ja cię wyżywię rąk swoich pracą,
Zapewnię życie bez troski.