Strona:PL Aleksander Humboldt - Podróż po rzece Orinoko.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go pragnienie postanowiliśmy przyrządzić chłodny napój, z cukru, cytryn i grenadilli (to znaczy z owocu passiflory), które to zapasy nabyliśmy w Atures. W braku większego naczynia by mieszać poszczególne ingredjencje wlaliśmy zapomocą skorupy z dyni trochę wody rzecznej w jeden z otworów skalnych i w tej naturalnej czaszy został przyrządzony napój, którym się wszyscy rozkoszowali. Tak to potrzeba uczy wynalazków.
Ugasiwszy pragnienie nabraliśmy ochoty do kąpieli. Zbadawszy szczegółowo ławicę dostrzegliśmy kilka małych zatok ze spokojną i czystą wodą i niebawem użyliśmy przepysznej kąpieli, nie bacząc na huk wody i krzyki naszych Indjan. Podaję ten szczegół, gdyż charakteryzuje nasz sposób podróżowania i uczy, że w każdych warunkach można sobie poradzić.
Po godzinie została nasza piroga przeciągnięta, wyładowana i coprędzej opuściliśmy raudal. Podróż dalsza niecałkiem było bezpieczna. Musieliśmy przeciąć wskos rzekę półtora kilometra szeroką i rwącą w tem miejscu poza zaporą. W dodatku rozszalała się burza, na szczęście bez wielkiego wiatru, tak żeśmy tylko przemokli całkiem. Burze tropikalne bywają krótkie, lecz gwałtowne. I tym razem dwa pioruny uderzyły w wodę tuż przy nas. Wiosłowano już dość długo, a sternik wyraził zapatrywanie, że miast oddalać się od raudalu jesteśmy coraz to bliżej. Indjanie zafrasowali się, zaczęli mówić z cicha, jak zawsze w wątpliwej sytuacji, ale wytężyli wszystkie siły, tak że z nastaniem nocy dotarliśmy bez wypadku do portu w Maypures.
Noc była bardzo ciemna. Przemokli zupełnie mieliśmy iść jeszcze dwie godziny. Wraz z ustaniem deszczu, rzuciły się na nas ze zdwojoną wściekłością zja-