Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Lubomir.

Co ci dobrém dziś, jutro złém się staje.


Pan Jan.

Słuchaj...


Lubomir.

Nie chęć poprawy, złość nauki daje,
I jak żmija zjadliwa, co się wkoło ciska,
Tak Pan kaleczysz, kogo zoczysz zbliska.


Pan Jan.

Niemieję! czy ja żyję?


Lubomir (do pana Piotra).

A Waćpan, mój panie,
Czego się śmiejesz, czego? tak śmieszne me zdanie?
Ale nie, znam go dobrze; udręczenie brata
Jakby największa roskosz do duszy mu wlata
I ten uśmiech sprowadza; dobrze, wyśmienicie!
Pięknemi uczuciami oba się szczycicie!
Pan to jesteś najpierwszą zawadą do zgody:
Mogące przekonywać zarzucasz dowody,
Najświętsza prawda, równie jak i błędne zdanie,
Znajduje w tobie sprzeczność, podlega naganie;
Myślisz tylko, czém wzniecić, czém utrzymać kłótnie
Smutnem zwaśnieniem drugich pastwisz się okrutnie,
I tak jesteś nie tylko dla swoich zgryzotą,
Lecz i całej ludzkości szkodliwą istotą.

(odchodzi).






SCENA XI.
Pan Piotr, Pan Jan.


Pan Jan.

No, i cóż Panie Piotrze, dosyć niespodzianie
Usłyszałeś rzetelne, potężne kazanie.