Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XIII.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oszczercę dla zasady niewinnym głosiło.
Przy tem na różne bronie krocie wyzwań było;
Lecz ja kapłan, apostoł wiecznego pokoju,
Nie mogłem sankcyonować brutalnego boju.
Tak lubo we finansach nie stałem kwiecisto,
Byłem już najstraszniejszym w kraju humorystą.
A w tem nagle, mój Panie, był to dzień reduty,
Ledwiem skończył artykuł tak pieprzno wykuty,
Że samegoby diabła zaswędziła skóra,
Wchodzi cztery maseczki do mojego bióra:
Arlekin, Pierot, Derwisz i species olbrzyma.
A kiedym rzekł wesoło śledząc ich oczyma:
„Nie!... nie znam was maseczki.
„Nie znasz nas? być może,
Ale my ciebie znamy, Panie Redaktorze.“
Odpowiedział mi Derwisz i zaśmiał się głucho —
„A zatem parę słówek włożymy ci w ucho.
„Gdzie naród zdawna wolny, tam w niejakiéj mierze
„Wolność druku ustroju spółecznego strzeże,
„A prawa społeczeństwa strzegą praw rodziny,
„Jako klucza sklepienia, głównéj podwaliny,
„Jeżeli zaś czasami prawo nie dosięga,
„Tam musi osobista wystąpić potęga,
„Tam muszą karne sądy już patrzeć przez szpary,
„Kiedy za czyn bezkarny sam ktoś szuka kary.
„U nas nowych stosunków stare jeszcze ramy,
„Mamy wolność obelgi, odwetu nie mamy.
„Jeśli paragraf krzywdy oznaczyć nie zdoła,
„Bije ona aż w serce rodzinnego koła;
„A zemsta narażeniem życia okupiona,
„Że ma gdzieś swój paragraf, pod wyrokiem kona.