Pokryły trupa. — Na mały stos zrazu
Każdy przechodzień rzucał głaz do głazu,
Aż się i spiętrzył, w grobowe sklepienie.
Za każdym rzutem na przeklęte łoże
Podziemnym jękiem zadudni rozdroże:
Jednak swój kamień dorzuca przechodzień,
Jednak mogiła powiększa się codzień,
Bóg tylko jeden umniejszyć ją może.
W piersiach trzy noże i w przepaść wtrącona,
Jeszcze oddycha, chociaż sto lat kona.
Kiedy czasami duch się w niéj roznieci,
Woła: Ratujcie! ratujcie mnie dzieci!
A na głos Matki każden biegnie, spieszy,
Nim zaczął dzieło, już się skutkiem cieszy,
Bo czuje w sobie miłość i odwagę,
I poświęcenia nie kładzie na wagę.
Ale niestety w szlachetnym zapędzie
Każdy się lęka, że nie pierwszym będzie,
Każdy ma sposób, jak zgoić jéj rany,
Każdy ma radę, w jakie objąć ściany.
I nad przepaścią już ciżba walcząca...
Jeden drugiego odpycha, potrąca...
Słowo po słowie, raz po razie leci,
A Matka woła: Ratujcie mnie dzieci!
A Matka woła: Jeśli wyrok Boga
Abym zginęła, niechże hańba sroga