Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XII.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

oskarżeniem — ten obroną żony; każdy chce mówić, wszyscy razem mówią. Tu, Emil wpada jak wicher miedzy liście, w jednę stronę Astolfa, w drugą Alfreda odsuwa, i stanąwszy przed Raptusiewiczem: „Już ja wiem o co idzie, zawoła, Pan jesteś wszystkiego przyczyną, Pan głupstwa robisz. Ja się z Panem bić będę.“ — Za pozwoleniem, odezwał się Astolf, kto mnie w tym względzie uprzedzi, ten mi ubliży, a ubliżyć sobie nie dam, z dobrych czy złych chęci, za to ręczę. Pan Raptusiewicz zdaje się mieć do mnie, za moją żonę urazę, więc mnie przystoi odpowiedzieć i zadość uczynić — do zobaczenia.
Ledwie Astolf wszedł do siebie i rzucił w kąt pęk pomiętych rękopismów, aż każda kartka zwinęła się osobno, już Atanazja wpadła do Amalji, a potem wraz z tą, płaczącą i zatrwożoną do jego pokoju. Tą razą Atanazyi uwagi: jak świat to przyjmie — co o tém powiedzą! — jak wszyscy wyśmieją! — zostały bez skutku. Dobrze, dobrze, albo: zobaczymy, odpowiadał Astolf przez czas długi, na wszystkie głębokie roztrząsania Atanazyi przyczyn i skutków téj kłótni; nareszcie zawołał zniecierpliwiony: „Wiem o co Pani idzie: żeby Amalja grała — grać będzie, ja ją o to proszę, z resztą proszę dać mi pokój. Ty Amaljo bądź spokojna; nie jestem dzieckiem, potrafię sobie zaradzić.“ Wziął kapelusz i poszedł do Roberta.

O trzeciéj, zastał już Astolf swojego przeciwnika w Żelaznych Wodach[1].

  1. Wioska pod Lwowem.