Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XI.djvu/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się... daj Boże szczęście, to quotidianka nasza, ale dlaczego tu nie tam, dziś nie jutro, nad tém nikt się nie zastanowił. Pod ów czas krytyczny rozbiór każdego rozkazu, każdej czynności przełożonego nie był konieczném zadaniem podkomendnych. Wojsko nia sejmowało ale się biło. Starszy zdawał sprawę tylko swojemu starszemu, a młodszy słuchał z ufnością i działał jak mu kazano. Ale tempora mutantur et nos mutamur in illis. Może i to prawda, że kto siwieje ten traci duszę jakby mu ją kto łupał trzaska po trzasce, tak że nakoniec zupełnie bez niéj zostanie... może prawda, że rozwaga tylko hamuje, doświadczenie tylko plącze niepotrzebnie... może prawda, że krew młodością wrząca jest jedną i jedyną dźwignią wszystkiego co dobre i wielkie... może nareszcie i to prawda, że tylko głupcy, próchna, stare peruki i szlafmice pytają, jaki czego koniec być może. — Tak jest, wszystko to mogą być prawdy, ale mnie wolno tym prawdom nie wierzyć. Lubom przeszedł pięćdziesiątkę, żal mi abdykować praw człowieka, jużbym skłonił się raczéj włosy sobie poczernić. A więc, jak mówił Kiliński, nikt wkrótce nie wątpił, że bitwa przed nami, a my ku niéj idziemy. Rzeczywistość jak ów jesienny wietrzyk o wschodzie słońca, co to ożywia ale i ćwiczy razem, odpędziła od nas chmurę marzeń, która zwykle osiada na jednostajnym ruchu spokojnego marszu. Każdy wstrząsł się jak ze snu i pomyślał o sobie. Ten co w troje zgarbiony dzwonił ostrogami po spuszczonych strzemionach i ten co chcąc odpocząć strudzonej części ciała zsunął się na bok tak, że jedną nogą olstrów sięgał a na drugiéj stał prawie, poprawił się na