Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom X.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niby ślepe na wszystko, niby grą zajęte...
W nich nadzieja... spróbujmy... Chustka na ponętę.

(Dobywa rewolwer z bocznej kieszeni i wraz z chustką, tę długo wypuszczając, kładzie w dolną kieszeń, potem biorąc laskę o złotej gałce pod ramie, rozwija dziennik, i przechadzając się ku chłopcom, czyta. Jeden chłopiec drepcze przy nim żebrząc, a drugi z dala postępuje za nim.)
Chłopiec.

Mój łaskawy dobry Panie,
Miej nademną zlitowanie,
Daj mi szeląg proszę o to,
Bom jest biedny, bom sierotą;
Ani ojca, ani matki,
Ani grządki, ani chatki,
Mój Wielmożny Jaśnie Panie,
Miej nademną zlitowanie,
Trzy dnim w gębie nie miał chleba,
Daj, daj proszę, bo mi trzeba.

Baron.

Nic nie dostaniesz. Wstydź się żebrać — zarób sobie.

Chłopiec.

Co dostanę to zarobię,
Oświecony Książe Panie,
Najjaśniejszy Królu Panie,
Miej nademną zlitowanie (ciągnąc za poły.)

Baron (chwytając za laskę.)

A nie pójdziesz mi zaraz!... ty... ty... napastniku!

Chłopiec (ucieka, potem w oddaleniu podskakując.)

Kukuryku! kukuryku!

(Kiedy Baron puścił się z laską za chłopcem, drugi wyciągnął mu chustkę.)