Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom X.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Baron.

Sto skudów!.. Jak to teraz wszystko podrożało?!
Zapisał synowcom?

Barbi.

Nie.

Baron.

Nie? (chwytając za rękę) Nie?

Barbi.

Nie — stokrotnie.
Nie.

Baron.

Barbi! — Być nie może.

Barbi.

A tak jest w istocie.

Baron.

Ależ to kradzież!.. rozbój!.. Ten głupiec, ten sknera,
Mój własny grosz zebrany, z ręki mi wydziera.
Ja na jego obłudne, fałszywe gadanie,
Że się jego majątek synowcom dostanie,
Dałem tym pędziwichrom, golcom jakich mało,
Różnemi czasy sumki...

Barbi.

O!..

Baron (urażony.)

O!.. cóż O?

Barbi.

Śmiało.

Baron.

Ależ ja w ręku miałem Szmida kapitały,
Bezpiecznie się więc piękne procenta zbierały