Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom X.djvu/020

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Klara.

Ach Baronie, nie marnuj w słowach chwilę drogą...
Idź do Pana Podesty — on jest cnoty wzorem...
Zaręcz za męża mego, swym własnym honorem...

Baron.

Ja?... ja? mam ręczyć, ręczyć? (na stronie) Dalibóg waryatka.

Klara.

Że mój mąż to poczciwość, dobroduszność rzadka.
Że to broń dawnych wieków... żeśmy nie wiedzieli,
Iż broni mieć nie wolno... aż gdy ją nam wzięli...
Jak się sąsiadki zbiegły... ach było jak w młynie.

Baron.

Łatwo pojąć.

Klara.

Z wszystkiego pojęłam jedynie,
Że to stan oblężenia... czy jak się tam zowie
To paskustwo...

Baron.

Bądź Pani wstrzemięźliwszą w mowie,
Bo mnie kompromitujesz.

Klara (coraz mocniej płacze i szlocha w końcu).

Że pardonu niema,
Że... o mój Boże... Boże!.. że kto broń zatrzyma
U siebie... może... może... być... być zastrzelony.

Baron (przestraszony.)

Za... strze..... (na stronie) Tam do licha! więc przytomność żony
Jest kompromitującą dla mojego domu.