Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VIII.djvu/108

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.
    Morderski.

    Lecz cóż za potrzeba
    Wygania? — Z tego domu znajdzieszże ty drogę?

    Szymon.

    Muszę. — Mówić nie wolno, a milczeć nie mogę.

    Morderski.

    Mów, zaraz, ja ci każę.

    Szymon.

    Każesz Pan daremnie.
    Nie mój rozum to zwalić, co chytrze, nikczemnie,
    Podłość, zawiść i chciwość pospołu zlepiły.
    Dosyć jeszcze łaski Boskiéj, że mam tyle siły,
    Bym sam słaby słabszemu nie odsuwał ręki.
    Moja wnuczka ma w górach domeczek maleńki,
    Tam pójdę i tam znajdę niemylnie w potrzebie
    Przytułek dla sieroty, a jamkę dla siebie.

    Morderski.

    Ale mówże wyraźnie, słowa nie rozumiem.

    Szymon.

    Wyraźniéj albo nie chcę albo téż nie umiem.
    Niebawem zrozumiesz Pan te moje wyrazy...
    Ale nim raz uwierzysz pytaj się trzy razy...
    Bo pamiętaj, że wyżéj, wyżéj tam nad nami
    Ciężko będzie odetchnąć pod sieroty łzami.
    (Odchodzi.)

    Morderski (sam).

    Sieroty? Co? Jak? Któréj? ten stary szaleje,
    Albo się w moim domu coś dziwnego dzieje...
    Ta mowa jakby z grobu... jakby głos złowrogi
    Tak mi... ach otóż Zosia...