Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VIII.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

We drzwi niby... (Trącając łokciem Narcyza.)
Cóż milczysz... mówże — co to było?

Narcyz (do siebie).

Jak się dowie, zabije...

Morderski (zasłyszawszy).

Gdzie kiedy, kto, kogo?
(grubym głosem z trwogą)
Mille tonnerres!

Narcyz.

Ach!

Morderski.

Co ach! co?.. Djabeł z jego trwogą!
Tchórz taki najmężniejszych zastraszy. — Cóż? — ciemno, —
Duszno — zapal latarnię.... słyszysz? pójdziesz ze mną...

(Michał tłucze okno i gasi świecę — Morderski szuka drzwi po prawéj ścianie — Narcyz przyklęka za stołem od strony widzów.)

Narcyz!.. Narciu!.. Narcyzku! gdzie drzwi... bój się Boga...
Powiedz, gdzie drzwi... sto reńskich pokaż mi gdzie droga...
(Wychodzi)

Narcyz (na stronie).

Ha! żeby można wierzyć, sto reńskich wziąć ładnie...
Ale nuż mnie Mospanie na sucho dopadnie.

(Podnosi się, lecz zaraz znowu przyklęka usłyszawszy że się drzwi otwierają. — Zosia bez światła staje we drzwiach, słucha, cofa się, wraca z latarnią, trzymając w ręku mały zwitek papierów, rzuca klucz na stół i wybiega.)