Z Matyldą inna sprawa. Mój brat Józef, wdowiec od dawna, zostawił z córką i znaczny majątek pod moją opieką... kapitały, wsie zagospodarowane aż miło... to wymagało... (gesta, jakby lejcami kierował) Rozumiesz? Pieniądze rozlokowałem, bardzo, bardzo łatwo rozlokowałem... Teraz exekwuję, detaksuję, licytuję... palę proces po procesie... O! ze mną żartów niéma... ja wiem, co to opieka... prawda?
Prawda Mości Dobrodzieju.
Wioski puściłem w dzierżawę... przeszłego roku jako dobry opiekun wszystkie zwiedziłem... Ach! mój miły Boże, co się z tego pięknego majątku zrobiło!.. (gesta) zwaliska, jakem Ambroży, zwaliska... ni ściany, ni strzechy... Zabrałem się żwawo do roboty i napisałem o strzechach rozprawę.
Czy może nie lepiéj było kazać naprawić.
Pokażę ci wykaz stosunku produkcyi słomy jednego sążnia kwadratowego ziemi do zużycia téjże
w jednym sążniu strzechy; rzecz arcy ciekawa...
(Szuka.)
Ach, któż bez ale.
Gdzieś zatraciłem no... dam ci potém... Takim to ja jestem opiekunem... brat po bracie, opieka po opiece.