Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom V.djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Trudno jest mi przepomnieć nie zbyt dawne chwile,
Kiedy me rady były przyjmowane mile.

Alina (ironicznie).

Rady? zkąd w jednéj dobie tyle rad być może?
Jakiegoż dziś świętego? niech mu dzięki złożę.
(siadając)
Lecz proszę proszę o nie. Chcę słuchać cierpliwie,
(wstając)
Ale na cóż gdym zgadła?

Zdzisław.

Wcale się nie dziwię,
Zgadnąć łatwo.

Alina (z goryczą).

Wszak Edmund nieszczęsnym przedmiotem?

Zdzisław.

Tak jest.

Alina (ironicznie).

Cóż więc ważnego?

Zdzisław.

Przekonasz się o tém.
Edmund...

Alina (z zapałem i goryczą).

Edmund tu bawi — co? — przy młodéj wdowie,
Młody bawi oficer? — Cóż świat na to powie! —
Ależ, o mój ty Boże, czy w chatce mieszkamy?
Czyliż tu podostatkiem przyjaciół nie mamy.
Pod których okiem ciągle jak grzesznica stoję?

(zniecierpliwiona)

A zresztą, chociażby i... wolniśmy oboje. —