Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom V.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Edmund.

To żart... (na stronie) cóż mam mówić?

Małgorzata.

Szczotka! proszę

Edmund.

Figiel za figiel.

Małgorzata.

Figiel! ja takich nie znoszę.
(na stronie) Figiel! szczotka!

Edmund.

Słyszałem drzwi lekkie wzruszenie,
Jakiś szmer, jak zefira — zefira westchnienie —
Woń szeroka — krok płynny jak mglistej Najady,
Za którą i na błocie nikną zaraz ślady —
Któż to jest? myślę. — Ha? wiem — szepnął mi głos serca,
Ale figiel za figiel, powiem, że morderca.

Małgorzata.

Morderca?

Edmund.

Tak, morderca groźnego pająka.

Małgorzata.

Ach, pająk żyje — znowu po kwiatach się błąka.

Edmund.

Kwiatach?

Małgorzata (sentymentalnie).

Jego mieszkaniem zwykle wonne kwiaty,
Zwykle wonne bukiety.

Edmund (na stronie tymże głosem).

Zwykle stare graty.