Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
P. Jowialski.

Któż dał pałasz?

Janusz.

Ja kazałem.

P. Jowialski.

A więc sam chcia... nie, nie, sam nie chciałeś aby nie miał pałasza. Ale co to za dziecinna trwoga! Co w moim domu, śród tylu ludzi może zrobić biedny szewczyk? Rozumie on dobrze teraz co się z nim dzieje, ale zawsze mnie bawi. (na stronie) A więcej Janusz. — (głośno) Helusia zaś nie dziecko, wie co robi.

Szambelanowa.

Mój pierwszy mąż ś p. Jenerał-Major Tuz zwykł był mawiać: dowód dobrego wychowania, umiarkowanie w żartach. — Vous comprenez?

P. Jowialski.

Z żartem jak ze solą, nie przesadź bo bolą. Zatém obiecuję wam, że tylko do obiadu trwać będzie. Ale zato wy przyrzeknijcie, zwłaszcza Janusz, że swój plan własny...

Janusz.

Ach mój!...

P. Jowialski.

Troskliwie utrzymywać będzie. Przyrzekasz? inaczej aż do jutra.

Janusz (patrząc na zegarek).

Pół do pierwszej — godzina jeszcze — niech i tak będzie. (na stronie) Ale potém każę przeciągnąć hultaja za jego niewidzianą bezczelność.

P. Jowialski.

No, wypogódź czoło i pomagaj do zabawy, bo ja bawić się lubię — każde zaś uchybienie z twojej strony