Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom III.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale jeżeli twoje uwagi w téj mierze
Przyjmie takim umysłem jak i każde bierze,
Wysłucha, zważy, ziewnie, potém się rozśmieje,
To dziwnie dłużéj chować jakąbądź nadzieję,
I niechcąc z Baronami turniejów wyprawiać,
Ni sobą w tym obrazie miejsc próżnych zastawiać,
Najrozsądniéj uczynię, gdy mój pobyt skrócę,
Wyjadę na czas jakiś... a nigdy nie wrócę.

Zdzisław.

Gdybym cię dobrze nie znał, uważał na słowa,
Zbrodnią względem Zofii, byłaby namowa;
Bo w czémżebym miał pewność szczęśliwego losu,
Téj duszy pełnej czucia, pragnącéj odgłosu;
Któréj jedyną skazą, (jeśli skazą mienić)
Że niechce w porze wiosny jéj kwiatów nie cenić.

Czesław.

Ależ....

Zdzisław.

Że nawet może zanadto je ceni,
Że przesuwa się tylko po świata przestrzeni,
Bojąc się dotknąć silniéj bądźto jakiéj strony,
By nie trafić na ciernie, którym świat zjeżony.
Ale ja cię znam dobrze, ta oziębłość twoja
Jestto oręż z papieru, z pajęczyny zbroja.

Czesław.

Nie takto wszystko słabe, kiedy dotąd strzeże;
Ale wierz mi, Zdzisławie, z tobą mówię szczerze.
Jak nigdym nie udawał i dziś nie udaję,
I jeżeli sam z sobą niezgodny się staję,
To dla tego, że równych dwóch godzin tu niema,
A chwiać się musi każdy, kto się trzciny trzyma.