Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jaki pręgierz wspaniały ze sztuczną obręczą
Gdzie zwykle większe łotry mniejszych łotrów męczą,
Albo skałę, co diabeł upuścił z niemocy,
Jak kogut we wsi zapiał o samej północy?

Kapka.

Jest stary ratusz... (odchrząknąwszy)
Mówią, że gdy panowanie...

Astolf.

Gospodarzu, czy kawy w tém mieście dostanie?

Kapka.

Ach zaraz!
(na stronie) O poeto, niech cię piorun trzaśnie!

(ku drzwiom)

Hej kawy! kawy prędzej!... Otóż niosą właśnie.

(służący przynosi kawę i herbatę i stawia na stoliku)
(do Astolfa)

Arcy wyborna... mokka...
(do Czesława) Sam kwiat, arcy czysta...

Astolf.

Jak się Waćpan nazywasz, panie oberżysta?

Kapka.

Józef Kapka, do usług...
(na stronie) Celem pośmiewiska...

Astolf.

Hm! prawdziwém szlachectwem jest piękność nazwiska.

Kapka (kłaniając się).

Łatwiej czasem wznieść śmieszne, niż utrzymać piękne.

Astolf.

Jest więc i sentencya.

Kapka.

Zginę, umrę, pęknę...
O, przeklęty poeto!... Wszystko przewidziałem...
Poczekaj!

Czesław (z flegmą).

To rumianek, ja herbaty chciałem.