Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wiem... myślisz, żem się z miasta wyniósł na ustronie
Dlatego, żem zazdrośny, że nie ufam żonie
I że się boję... boję...

Radost.

Czego?

Orgon (z niecierpliwiony).

Czego?... tego...
Wszak rozumiesz?

Radost.

Nie.

Orgon.

No, wszystkiego złego,
Co najczęściej ztąd wypływa,
Kiedy młoda, ładna żona,
Sama sobie zostawiona,
W towarzystwach ciągle bywa.
Mężatka, młoda osoba,
Oczywiście się podoba,
A na trzpiotach nam nie braknie:
Jeden i drugi i trzeci:

(coraz z większym zapałem i wszystko mocno gestykulując)

Już cudzego jak wilk łaknie,
Już się skrada i przymyka,
To się sroży, to się leści,
To naciera, to unika,
To się piękném słówkiem pieści,
Coraz wielbi wdzięki nowe;
A na męża jak na sowę,
Bij zabij, z krzykiem, hałasem,
Że mąż biedny tracąc głowę,
Jeszcze mu się skłania czasem...