Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Justysia.

Piękne zapytanie!
Wszakże jej Pan przysięgasz do śmierci kochanie;
I dziś słyszałam, stojąc pode drzwiami,
Jak ją Pan łudzisz pięknemi słówkami:

(udając Alfreda)

„Chciałbym zapomnieć daremnie;
„Miłość ze życiem spletła się już we mnie,
„Ich węzła nieba nie wzruszą,
„Trwać i ginąć razem muszą.“

Alfred (śmiejąc się).

No, i cóż dalej?

Justysia.

Alboż jeszcze mało?

Alfred.

Cóż tak dziwnego w tém ci się wydało?
Mówię że kocham, ona zostaje w tej wierze,
Bo też ja ją kocham szczérze.

Justysia.

Hm, czy tak? a mnież?

Alfred.

Za tobą szaleję!

Justysia.

Lecz moja Pani inną ma nadzieję;
Jedynie kochając Pana,
Chce tylko sama jedna być kochana.

Alfred.

Sama jedna? co o tém, to nie było mowy,
Tegom nie przyrzekł, to artykuł nowy;
Ale słuchaj, Justysiu, rok już blizko mija,
Rok, jak kocham Elwirę i ona mi sprzyja,
Rok, Justysiu, to nie doba!
Cóż więc dziwnego, że mi się podoba