Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz ten, co patrzał, drzwi ledwie zatrzaśnie,
Zaraz miłość, grzeczność gaśnie,
I, jakby chciał okupić przyjemność tej chwili,
Na tysiąc niegrzeczności natychmiast się sili.

Alfred.

Nieznośny.

Elwira.

Przykry.

Alfred.

Bez duszy.

Elwira.

Nic go nie ujmie.

Alfred.

Nie wzruszy.

Elwira.

Nie wiedzieć czém mu dogodzić.

Alfred.

I takiego przykro zwodzić?
Nie, nie, on zasłużył na to,
Niech za nieczułość to będzie zapłatą.

Elwira (żartując).

Lubisz widzę mężów karać.

Alfred.

O dobro wszystkich potrzeba się starać.

Elwira.

I czasem to staranie jeszcze niechęć wzbudzi!

Alfred.

Ach, któż w świecie nie doznał niewdzięczności ludzi!

Elwira.

Jednak choć tyle przykrości z nim znoszę,
Żal mi go.

Alfred (z długiém wejrzeniem).

Biedny!