Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wtedy to nasz pan Smętosz tając śmierć brytana,
Właził wieczór do budy i szczekał do rana;
Lecz choć dobrze udawał brysia nieboszczyka,
Łotr jakiś z lepszym węchem do domu się wmyka,
I gdy sknera aż chrypnie, tak wyje i szczeka,
Złodziej z jego pieniędzmi szczęśliwie ucieka.


Pan Piotr.

Hm, species dykteryjki...


Pan Jan.

Prawda, prawda czysta,
Zaświadczy sto żyjących, zaświadczy ich trzysta.
A, pozwól, nad tą myślą niech się jeszcze dziwię,
Chciałeś Zofii zjednać piękny los prawdziwie!
Jednak nie mogę myśleć abyś mówił szczerze,
Żeś się tylko chciał spierać, temu chętniej wierzę.


Pan Piotr.

Czy tak?


Pan Jau

Tak, tak, tak!


Pan Piotr.

Prawda, ja zrzędzę od rana!


Pan Jan.

Bo jakże... ale proszę... bo czy rzecz słychana,
Żeby chcieć synowicę zrobić Smętoszową!
Ten, co...


Pan Piotr.

Coś już powiedział, nie wszczynaj na nowo.
Mniejsza z tem... bierz go licho!


Pan Jan.

Kiedy tak, więc za nic
Niech będzie i mój projekt, za nic Kasztelanic;
Bo nie jestem uparty...