Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
(do Pana Piotra).

Chciałbym, mój Panie Piotrze, pomówić z nim szczérze,
I stałe jego zdanie usłyszeć w tej mierze.
Kiedy się już tak stało, jak my sobie życzym
I Lubomir nie wskórał i odjedzie z niczém,
Dobrzeby przecie było ukończyć te zwady
I na jedne, raz w życiu, zgodzić się układy.
Dużo o rękę Zosi... stara się młodzieży,
Kiedyśmy opiekuny, wybrać nam należy.
Zosia dziecko, pomału na wszystko zezwoli,
Nie umie poznać nadal szczęścia lub niedoli
I jedynie nasz rozkaz stanowić tu będzie.
Mów więc, kogo wybierasz w zalotników rzędzie?


Pan Piotr.

A nie do mnie należy w tej mierze wybierać:
Ja tylko słuchać będę...


Pan Jan.

I będę się spierać.
O, znam tę skromność twoję, nikt z nią nie poradzi,
Niech ją kto jak chce mija, a przecie zawadzi;
Ale kiedy tak żądasz, bez złości, uporu,
Pierwszy do tak ważnego przystąpię wyboru.
Na przykład: cóżbyś sądził... młody Kasztelanic?...


Pan Piotr.

Co? ha, ha, ha; ten burda, król wszystkich pijanic,
Który wszystkich zaczepia, aby pił przy zgodzie,
Co ciężarem sąsiadów, zakałem w swym rodzie?
Jakże go, Panie Janie, mogłeś wybrać sobie?
Nikt go trzeźwym nie widział, chybaby w chorobie.
Każdy go pilnie stroni, i powab kielicha
Zwabi tylko czasami spragnionego mnicha
Lub tego, co niebaczny z kim się dzisiaj brata,