Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Fruzia, Józia, Zuzia.
(klaszcząc w ręce).

Konika, ach konika!

Grzegorz.

Potém porządną, mocną... baryłeczkę.

Fruzia, Józia, Zuzia (jak wprzódy).

Baryłeczkę, ach baryłeczkę!

Grzegorz.

I piękny, z przykrywką, zamykany... koszyk.

Fruzia, Józia, Zuzia.

Koszyk, koszyk! ach to pięknie! to ślicznie!

Grzegorz.

Miałaby trunki i żywność. A że jestem dobrze znany Panom Oficerom, moja żonaby im tylko dostarczała.

Józia, Zuzia.

Ach to pięknie! to ślicznie!

Fruzia.

Ale Panie Grzegorzu, a w czasie wojny, jak będzie?

Grzegorz.

Właśnie wtenczas najlepiej.

Fruzia.

Ale strach!

Grzegorz.

Gdzie tam strach. To jest, co może byc najpiękniejszego. Proszę widzieć, kiedy szwadron Huzarów na harc wyjedzie.

Fruzia.

Na harc, słyszycie?

Grzegorz.

Pif paf, pif paf!

Fruzia, Józia, Zuzia.

Pif paf!