Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Kapelan.

O, na honor, nie uchodzi. (wstaje)

Porucznik (wstając).

To żadnym sposobem być nie może. To nie z żołnierzami sprawa.

Major (wstając).

Ale już proszę...

Porucznik.

Uważ przecie, że to kobiéty.

Major.

Jest i kaznodzieja! Brawo, brawo, kobiety... nie wiedziałem. Coto u diabła, że ci Panowie młodzi myślą, że starzy nigdy młodemi nie byli. Jak wy teraz żyjecie, myśmy żyli dawniej... a może i lepiej, i tężej, kiedy o to chodzi. Proszę! hm! Oni tylko wiedzą, jak się z damami obchodzić. I jam całe życie nie rąbał, i jam się bawiał z damami i zawszem dogodził! zatém gadaj nie gadaj, ja z moździerza wystrzelę.

Rotmistrz.

Można bezpiecznie; bo choć się trochę popłoszą, to zapewne z przestrachu złych skutków nie będzie!

Major.

Tak jest, złych skutków nie będzie!

Rotmistrz.

A zabawić trzeba.

Major.

A zabawić trzeba. (do Grzegorza). Moździerz pod oknem postawić. Marsz! Ale, ale, proszę cię mój Grzesiu, jak będziesz trąbił, nie dmij też tak mocno, zwłaszcza w drugiej części; na tej odbitej nucie